12 listopada 2006 – obywatele uprawnieni do głosowania idą wybierać władze samorządowe, ktoś tam wybiera się do kina na Infiltrację albo Ludzkie Dzieci, sporo osób czeka na najbliższy piątek i to, jak wypadnie Daniel Craig w roli nowego Bonda w Casino Royale, na Placu Józefa Piłsudzkiego pewnie jeszcze zamiatają proch i kwiatki po obchodzeniu dzień wcześniej 88. Dnia Niepodległości, a około godziny 15:20 zawodnicy LKS Przełom Kaniów schodzą do szatni w Bielsku-Białej po bezbramkowym remisie z drugą drużyną Podbeskidzia. Po co nagle takie wspominki tej dziwnej daty? A wcale nieprzypadkowo, bo wtedy właśnie drużyna Przełomu wywalczyła swoje ostatnie punkty grając w meczu ligi okręgowej (potem jeszcze były trzy punkty po walkowerze za mecz z wycofanym po rundzie jesiennej Orłem Łękawica, ale to jak znalezienie niespodziewanych pięciu złotych w kieszeni – na chwilę cieszy, ale żadnej własnej zasługi w tym nie było).

Po tych czternastu latach wyborów było tyle, że aż nie chce się liczyć, o Infiltracji i Ludzkich Dzieciach mało kto pamięta, sporo osób czeka na ostatni, piąty występ Daniela Craiga w roli Bonda, pewnie już myślą, ile armat ustawić i jakie kwiatki kupić na obchody 102. Dnia Niepodległości, a Przełom Kaniów pierwszy raz po 5046 dniach zdobywa punkty w Lidze Okręgowej (i to od razu trzy!) – szok, niedowierzanie, miliony pytań bez odpowiedzi, a jednak! Długo przyszło czekać na ten dzień, ale było warto.

Mecz w Dankowicach, bo tam miało miejsce to historyczne wydarzenie, rozpoczął się, przy naprawdę fajnej i dużej frekwencji, od przekazania władzy strzeleckiej w klubie Pasjonata – Pan Andrzej Sadlok, prezes dankowickiego klubu, szef Śląskiego LZS-u, z którego rąk wiele osób zaangażowanych w prace swoich klubów sportowych odebrało honorowe odznaczenia, nie jest już najlepszym strzelcem w historii klubu zza wschodniej granicy Kaniowa: od teraz tytuł ten jest w posiadaniu jego syna, Wojciecha, kapitana Pasjonata, który pewnie przebije wynik swojego Taty, z rąk którego odebrał puchar, o sporo kolejnych bramek. Przynajmniej za wiele nie było trzeba zmieniać w statystykach, a jak to mówią, wszystko zostaje w rodzinie (tytuł i puchar też).

O godzinie 16:01 sędzia główny spotkania, pan Jacek Bielecki dał sygnał do rozpoczęcia meczu. Jak można się było spodziewać, to gospodarze prowadzili grę i mieli więcej piłki przy sobie, ale widać było z ich strony pewne zaskoczenie postawą kaniowian – nasi zawodnicy idealnie realizowali taktykę, jaką zarządził im trener Wiesław Kucharski – coś, czego podobno brakowało w ostatnich spotkaniach. Pasjonat atakował i jako tako już od 8. minuty mógł prowadzić – sędzia jednak nie odgwizdał przypadkowego zagrania ręką w polu karnym po wybiciu piłki przez jednego z naszych obrońców. Ale żeby nie było, że to gospodarze ciągle atakowali – po naszej stronie, a w zasadzie skrzydłach, jak w transie biegał Kamil Góra, psując sporo krwi dankowickim obrońcom. Jedna z jego szarż powinna się zakończyć rzutem karnym w 33. minucie spotkania, co przyznawali nawet z trybun kibice Pasjonata – ale sędzia główny, nie odgwizdując tego faulu, zrewanżował się jakby gospodarzom za poprzednie niepodyktowanie jedenastki na ich korzyść. To w zasadzie tyle z pierwszej połowy – pomimo ataków Pasjonata, na straży dzielnie stał Krzysztof Bucki, który świetnie wywiązywał się ze swojej roli, pomimo bycia oficjalnie trzecim bramkarzem Przełomu.

Na drugą połowę obie drużyny wyszły z dorobkiem punktu, i mając w pamięci ostatnie siedem spotkań Kaniowa, taki wynik można było przyjąć z pocałowaniem ręki i nie tylko – wszak graliśmy na terenie trzeciej drużyny w tabeli naszej grupy Śląskiej Ligi Okręgowej. Aż tu kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu drugiej połowy piłka dośrodkowana precyzyjnie w pole karne Pasjonata znalazła odbiorcę w osobie chyba najwyższego na boisku kapitana Przełomu, Kornela Ryszki, który idealnie w nią trafił głową i doskonale umieścił nad bramkarzem i pod poprzeczką bramki – ta akcja i wykończenie były tak świetne, że śmiało można je pokazywać jako materiał szkoleniowy. 47 minuta i Przełom prowadzi w Dankowicach! Gospodarze od tego momentu zaczęli bardziej atakować, ale albo brakowało im wykończenia i szczęścia, albo powstrzymywał ich w tych zapędach Krzysztof Bucki i cała linia defensywy – nawet więcej, cała drużyna, bo zaangażowanie w grę wszystkich piętnastu zawodników występujących w tym meczu zasługuje na kolejne wspomnienie i kolejną pochwałę. A Przełom mógł nawet podwyższyć prowadzenie, w 83. minucie Kamil Góra, jak to ma w zwyczaju pomknął na bramkę Dominika Krausa i było naprawdę blisko, ale nie ma się co dziwić, że nie wpadło – któż miałby siły niezmordowanie latać po obu skrzydłach boiska, czasem wydawało się, że Kamil jest na obu skrzydłach naraz. Ale koniec końców udało się! Po nerwowym zerkaniu na zegar wynik 0:1 utrzymał się do końca spotkania. Brawo, brawo, brawo – dla drużyny, trenera i kibiców – to też warto wspomnieć – kiedyż to na boisku w gościach można było usłyszeć „HEJ KANIÓW GOL, NA NA NA NA NA NA NA NA!!!”? Całkiem możliwe, że w podobnych latach, co ostatnio Przełom zdobywał punkty w okręgówce. I pomimo początkowo niemrawych zapędów, kiedy to kibice głównie kwitowali przyśpiewkami nieudane ataki gospodarzy, od 80. minuty dopingu słuchało się, aż miło.

Następny mecz, jak i pełno innych, na stadionie w Kaniowie z Sokołem Wola – który to dzięki zwycięstwu Przełomu został oddelegowany do bronienia tyłów tabeli przed niepożądanymi gośćmi. Szansa na zwycięstwo zatem jest, zwłaszcza, jeśli gra i przygotowanie będą wyglądały tak, jak w Dankowicach. No i kibice! Wykonajcie takie same przygotowania przedmeczowe, jak na spotkanie na Stadionie Pasjonata i zróbcie to, czego w Kaniowie dawno nie można było usłyszeć – zawodnicy na pewno to docenią i w miarę możliwości się odwdzięczą. Widzimy i słyszymy się w niedzielę, 13 września przed godziną 16:00 – o samej szesnastej warto już być, bo wtedy sędzia główny gwizdkiem rozpocznie mecz 9. kolejki Śląskiej Ligi Okręgowej, grupy V-2 pomiędzy LKS Przełom Kaniów a LKS Sokół Wola.